sobota, 12 lipca 2014

Czy dobry człowiek jest frajerem?

źrodło
Gdy rzucę hasłem "dobry człowiek" to jakim go widzicie?Zajmijmy się najpierw wyglądem fizycznym. Czy jest to ktoś o sprężystym, umięśnionym i zdrowym ciele? Czy ów człowiek nosi czyste ubrania, czy są to ubrania markowe? Czy ten człowiek pachnie dobrymi perfumami i ma nienaganną fryzurę? Czy dobry człowiek jest atrakcyjny?? Czy ma rodzinę, przyjaciół, dobrze płatną i satysfakcjonującą go pracę?Czy wypada by dobry człowiek kochał seks i czerpał z niego przyjemność??

A jego wnętrze?Czy dobry człowiek może się gniewać, czy może stanąć w obronie swoich bliskich i zadać tym samym ból innej osobie? Czy może się chwalić swoimi osiągnięciami, czy może być pewny siebie? Czy wypada,by walczył o marzenia i dążył do lepszego bytu- również materialnego?...
Nie wiem jak wam, ale mnie dobro <ale takie ponad przeciętne>wydaje się hmmm...mało atrakcyjne, naiwne, przestarzałe? Komuś takiemu jak ja- kto chciałby rozwinąć się duchowo, ale nie wie od czego zacząć- dobro wydaję się niemodne i nie zachęca do zmian.
No kurczę... Czy dobremu, ponadprzeciętnie dobremu człowiekowi wypada nosić fajne ubrania lub ćwiczyć swoje ciało, czy wypada chcieć być atrakcyjnym? A czy taki człowiek może mieć wypasiony telefon czy laptop? Chcę być dobra, ale nie chcę być cichą szarą myszą, która ciągle gdzieś będzie nadstawiać drugi policzek...Nie chcę żyć jak Hiob, którego Bóg ciągle ćwiczy... Biblia pokazuje mi, że ślepa wiara nie popłaca, że głęboko wierzący człowiek to naiwny frajer, któremu ciągle coś złego się przytrafia.
Muszę wyzbyć się stereotypów nałożonych mi przez rodzinę, nauczycieli i księży, którzy niby zachęcali mnie do bycia dobrą, ale jednocześnie obrzydzali mi to poprzez nakładanie ciągłych zakazów i nakazów...
Uczę się żyć w zgodzie ze sobą i szukam swojej, indywidualnej drogi... Nie chcę być cierpiętnicą żyjącą w ascezie bez przyjemności... A może tak trzeba... Ja nawet do kościoła nie chodzę, dziecka nie ochrzciłam i w sumie to nawet się nie modlę.... Czy można żyć w miłości i pokoju bez przynależenia do jednej "wiary"...?
Uczę się... mój Bóg jest wszędzie... jest w drzewie i kropli deszczu... Jest w mojej matce i w moim dziecku... Jest tu i teraz... Mój Bóg nie jest złowrogim, majestatycznym sędzią, który tylko czeka na moje błagalne modły. Mój Bóg nie chce mnie klęczącej, uniżonej, ze spuszczoną głową... Mój Bóg chce , bym kochała i była kochana,chce mojego szczęścia... Mój Bóg i Twój Bóg to jest ten sam KTOŚ. Tylko Ty patrzysz na niego oczami kościoła czy innej instytucji... Ja staram się go zobaczyć po swojemu...
Chcę pokazać mojemu Dziecku, że można być dobrym i szczęśliwym, zdrowym, spełnionym. Jedno drugiego nie wyklucza, większość choć się do tego nie przyznaje tak właśnie uważa.
Cholera jak być dobrym i kochać życie i czerpać z niego garściami????Czy to jest w dobrym tonie, czy tak wypada?...A może, gdy nauczę się już MIŁOŚCI to cielesne przyjemności mi zobojętnieją?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo się cieszę na pozostawiony przez Ciebie ślad. Pamiętaj jednak- kultura przede wszystkim:) Wszelkie obraźliwe komentarze będą niezwłocznie usunięte... Szanujmy się nawzajem...

Monika KA